poniedziałek, 5 września 2011

N-acetyloasparginian



"N-acetyloasparaginian (N-acetylaspartate, NAA, należy do najczęściej badanych metabolitów mózgowych. NAA występujew mózgowiu w średnim stężeniu 12 mmol/L. N-acetyloasparaginian znajduje się w neuronach, komórkach prekursorowych neurogleju, niedojrzałych oligodendrocytach, jest natomiast nieobecny w dojrzałych komórkach glejowych. Występuje głównie wewnątrzkomórkowo, stąd uważany jest za marker gęstości neuronalnej. Zasadnicza rola fizjologiczna NAA pozostaje nieznana, natomiast wiadomo, iż jest kluczowym metabolitem uczestniczącym w licznych procesach biochemicznych: metabolizmie aspara-ginianu,dwupeptydu N-acetyloaspartyloglutaminianu,syntezie lipidów, regulacji równowagiosmotycznej komórki.Biorąc pod uwagę zależność pomiędzypoziomem NAA a liczbąkomórek i ich sprawnością metaboliczną uznano N-acetyloasparaginian za wyznacznik sprawności metabolicznejkomórek nerwowych („marker of metabolic fitness of neurons”). Istnieją równieżdowody doświadczalne na udział NAA w procesach mielinizacji u dorosłych ludzi. W chorobie Canavana (Canavan’s Disease) – autosomalnie rece-sywnie dziedziczonej mutacji typu null charakteryzują-cej siębrakiem enzymu istotnego dla przemian NAA (amino acylase II), mózgowy poziom NAA znaczącowzrasta zaburzając mielinizację.Obniżenie poziomuNAA stwierdza się w ogniskowych zmianach w ośrodkowym układzie nerwowym (oun). Zaburzenia poziomu NAA stwierdzano w licznych zaburzeniach i chorobach neurologicznych (padaczce, stwardnieniu rozsianym, stwardnieniu zanikowym bocznym,chorobach neurodegeneracyjnych, guzach wywodzących się z gleju, niedokrwieniu. Stwierdzano również odwracalne zmiany poziomu NAA w trakcie poprawy po urazie głowy, podczas leczenia otępienia w chorobie Alzheimera i otępienia związanego z AIDS."

piątek, 2 września 2011

Od Annasza do Kajfasza

Po trzech latach od pierwszych poważniejszych problemów z pamięcią, tj. od egzaminów, do których nie byłam w stanie się przygotować, zdecydowałam się na badanie psychologiczne. Chciałam się upewnić, czy te moje problemy są rzeczywiste, czy może mi się tylko tak wydaje. Dlatego umówiłam się na wizytę do neuropsychologa klinicznego, wyjaśniając na czym polega mój problem. Badanie trwało ponad dwie godziny, a po kilku dniach, na następnej wizycie, psycholog omówił wyniki tego badania. Z otrzymanej dokumentacji wynika, że zastosowano następujące metody diagnostyczne:
1. Skala Inteligencji Weschler- Bellvue
2. Testy do badania zmian organicznych w OUN:
- test Graham Kendall
- test Bentona
- test Bender
3. Test DUM Hillersa

Wyniki nie były złe, ale...:

"Wskaźnik deterioracji, tj. obniżenia sprawności intelektualnych równy 14%"

"Zaznacza się niewielkie obniżenie (wyniki poniżej przedziału ufności, 1 odchylenie standardowe) wyników podtestów badających:
- Koncentrację uwagi, zakres i pojemność pamięci świeżej, bezpośredniej
- koordynację wzrokowo- słuchową, tempo uczenia się mechanicznego."

"W testach badających zmiany organiczne w ośrodkowym układzie nerwowym uzyskane wyniki pozostają w obszarze normy i pogranicza:
- (...)
- test Bentona (...) W.B.= +3: wynik z obszaru pogranicza normy"

Pozostałe - w normie.

No i kiedy uznałam, że w takim razie mi się tylko wydaje, że nie jestem w stanie uczyć się nowych rzeczy, i że wszystko jest w porządku, pani neuropsycholog sprowadziła mnie na ziemię: przy moim poziomie inteligencji nie powinnam mieć takich- z pozoru- błahych problemów, bo powinnam je właśnie nią kompensować... No i poradziła poszukać dobrego neurologa, który nie zlekceważy moich kłopotów...

Jeszcze wtedy miałam niewielkie doświadczenie ze służbą zdrowia- nie chorowałam specjalnie. Jeszcze nie byłam świadoma, że zaczynają się prawdziwe schody...

Dobry neurolog? Ale jaki to- konkretnie? Chyba przy poliklinice? Niestety, czas oczekiwania wtedy na wizytę wynosił kilka miesięcy, a ja nie chciałam czekać- oprócz problemów z pamięcią miałam jeszcze bardzo częste, silne bóle głowy, które zupełnie zatruwały mi codzienną aktywność. Dlatego skorzystałam z innej poradni- też przy szpitalu. Dowiedziałam się, że jako kobieta mam prawo do osłabienia pamięci- wiek, obowiązki domowe, przepracowanie... Tia, zwłaszcza ten wiek mnie rozwalił- jeśli w wieku 31 lat, w ciągu kilku tygodni tracę pamięć, to co czeka mnie dalej? Tylko sznur i drzewo- póki świadomość zachowana.

Potem byli inni specjaliści i różne podejrzenia, np. SM, toksoplazmoza, borelioza- wykluczone.

Mój stan się pogarszał, lekarze nic niepokojącego nie znajdowali w wynikach, więc musiałam się za to wziąć sama. Po latach doszłam do tego, że to jednak... borelioza. Próby leczenia ILADS poprawiły moje zdrowie, część objawów zanikła (miałam zapalenie korzeni nerwowych, potraktowane jako dyskopatia), ale pamięć i tak szła swoją drogą- powolne, ale systematyczne pogorszenie.

W kwietniu 2011r. trafiłam do innej poradni, innego neurologa- otrzymałam skierowanie na rezonans (zamienione później na rezonans z 1HMRS) oraz receptę na Donepex...

W lipcu 2011r. podczas pobytu na neurologii, pobrano mi płyn m-rdz, aby wykluczyć stan zapalny OUN. Przy okazji wysłałam płyn do Poznania, na rtPCR borelioza, mykoplazmy i bartonella. Wszystko wyszło czyste- nie mam stanu zapalnego, nie mam żadnych bakterii w płynie.

W tzw. międzyczasie, mimo złego wyniku spektroskopii lekarz uznał, że moje zaburzenia pamięci wynikają z sytuacji osobistej, a nie zmian alzheimerowskich, wykrytych spektroskopią RM. Wybitnie pomogła mu w tym psycholog z oddziału. Nauczka, aby nie być szczerą do bólu, bo to się obraca przeciwko nam. Bo owszem, mam trudną sytuację, ale najpierw były problemy z pamięcią- w dodatku mam to udokumentowane. No cóż, pewnie przed laty już intuicyjnie przeżywałam to, co mnie miało spotkać później. Donepex nie był więc kontynuowany, a mnie zalecono psychoterapię...

Wobec ujemnych wyników na boreliozę i koinfekcji, po przewertowaniu publikacji o związkach ch. Alzheimera i boreliozy, zdecydowałam się jednak wrócić do leczenia boreliozy, gdyż to, które miałam do tej pory, nie przyniosło poprawy pamięci- za krótkie leczenie, bez dożylnych leków w dodatku.

Tylko, że teraz miałam podjąć decyzję o leczeniu dożylnym, po założeniu portu (kwota za port z założeniem- jakieś 1850 zł), a leczenie miało być "w ciemno". Do tego zdaję sobie sprawę z tego, że jest to ostatnia szansa, jedyna możliwość, która mi została do wypróbowania. Jeśli nic się nie poprawi po tak zaplanowanym leczeniu, to zostanie mi tylko ostateczne rozwiązanie. Przecież kwestią czasu jest utrata pracy...

piątek, 26 sierpnia 2011

Początek

W lipcu 2003 roku zdawałam 2 ważne egzaminy przed komisją- najpierw filozofia, później angielski, a później, w listopadzie przedmiot kierunkowy. Wtedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego, że szwankuje mi pamięć. Nie byłam w stanie przyswoić nowej wiedzy.

Brak możliwości nauczenia się do filozofii w zasadzie mnie nie zaskoczył- to bardzo odległa od moich zainteresowań dziedzina; wolę konkrety, działania na liczbach itp. Dlatego filozofii tak bardzo nie przeżyłam, jak dwa kolejne egzaminy...

Język angielski- okazało się, że nie jestem w stanie składnie opowiedzieć paru zdań o mojej pracy, chociaż kilka miesięcy wcześniej planowałam zdawać egzamin na FCE. Nowe pojęcia nie wchodziły mi w ogóle do głowy, a i z wydobyciem starych też dobrze nie było... No ale może jestem przemęczona?!

Przedmiot kierunkowy... Coś, czym się w zasadzie zajmuję na co dzień. Trochę statystyk, konkretów. W żadnym razie nic trudnego- mogłam to zdawać bez przygotowania, choćby znienacka, obudzona w środku nocy...Tak mi się tylko wydawało... Przeżyłam szok, gdy przystępując do egzaminu miałam pustkę w głowie- to zły objaw, gdyż wcześniej mi się to nie zdarzało...

Może jednak to przemęczenie? Dziecko, praca, nauka, dom- może jednak wystarczy odpoczynek, kiedy obronę będę miała już za sobą?

Wtedy jeszcze mogłam pracować twórczo- miałam "wenę", pisanie przychodziło mi łatwo, utrwalone zagadnienia w zasadzie bez trudu mogłam wydobyć z pamięci. Z czasem zaczęły się pojawiać dni, kiedy nie byłam w stanie napisać sensownego zdania... A wcześniej mogłam napisać na zamówienie- w ciągu paru godzin, wieczorem czy nocą, jeśli numer miał być zamknięty i praca była "na cito"...

Te okresy bezczynności, niemożności tworzenia, stawały się coraz dłuższe i ostatecznie, po kilkunastu miesiącach, zupełnie zanikły.

Niemożność uczenia się była stała- nie było tu żadnej okresowości. Pamiętam jesień 2006 roku, kiedy przygotowywałam się do państwowego, bardzo ważnego egzaminu - nie byłam w stanie nauczyć się czegokolwiek nowego, a i ze starymi informacjami, które powinnam mieć utrwalone od dawna, było już źle... Wtedy pierwszy raz bardzo się bałam wyników i tak na serio zaczęłam się niepokoić funkcjonowaniem mojej głowy. Kompletna pustka, zamroczenie, otumanienie... Po prostu - tracę pamięć i coś niedobrego dzieje się też z innymi funkcjami poznawczymi.

To nie były jedyne niepokojące mnie objawy. Już na początku 2003 roku zaczęły się problemy ze skaczącym, wysokim ciśnieniem i bezsenność. Do tego zwiększona drażliwość, nadwrażliwość na bodźce słuchowe i wzrokowe, nierówne, szalejące tętno i wszechogarniające uczucie potwornego zmęczenia....

Miałam 32 lata i byłam staruszką.