piątek, 26 sierpnia 2011

Początek

W lipcu 2003 roku zdawałam 2 ważne egzaminy przed komisją- najpierw filozofia, później angielski, a później, w listopadzie przedmiot kierunkowy. Wtedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego, że szwankuje mi pamięć. Nie byłam w stanie przyswoić nowej wiedzy.

Brak możliwości nauczenia się do filozofii w zasadzie mnie nie zaskoczył- to bardzo odległa od moich zainteresowań dziedzina; wolę konkrety, działania na liczbach itp. Dlatego filozofii tak bardzo nie przeżyłam, jak dwa kolejne egzaminy...

Język angielski- okazało się, że nie jestem w stanie składnie opowiedzieć paru zdań o mojej pracy, chociaż kilka miesięcy wcześniej planowałam zdawać egzamin na FCE. Nowe pojęcia nie wchodziły mi w ogóle do głowy, a i z wydobyciem starych też dobrze nie było... No ale może jestem przemęczona?!

Przedmiot kierunkowy... Coś, czym się w zasadzie zajmuję na co dzień. Trochę statystyk, konkretów. W żadnym razie nic trudnego- mogłam to zdawać bez przygotowania, choćby znienacka, obudzona w środku nocy...Tak mi się tylko wydawało... Przeżyłam szok, gdy przystępując do egzaminu miałam pustkę w głowie- to zły objaw, gdyż wcześniej mi się to nie zdarzało...

Może jednak to przemęczenie? Dziecko, praca, nauka, dom- może jednak wystarczy odpoczynek, kiedy obronę będę miała już za sobą?

Wtedy jeszcze mogłam pracować twórczo- miałam "wenę", pisanie przychodziło mi łatwo, utrwalone zagadnienia w zasadzie bez trudu mogłam wydobyć z pamięci. Z czasem zaczęły się pojawiać dni, kiedy nie byłam w stanie napisać sensownego zdania... A wcześniej mogłam napisać na zamówienie- w ciągu paru godzin, wieczorem czy nocą, jeśli numer miał być zamknięty i praca była "na cito"...

Te okresy bezczynności, niemożności tworzenia, stawały się coraz dłuższe i ostatecznie, po kilkunastu miesiącach, zupełnie zanikły.

Niemożność uczenia się była stała- nie było tu żadnej okresowości. Pamiętam jesień 2006 roku, kiedy przygotowywałam się do państwowego, bardzo ważnego egzaminu - nie byłam w stanie nauczyć się czegokolwiek nowego, a i ze starymi informacjami, które powinnam mieć utrwalone od dawna, było już źle... Wtedy pierwszy raz bardzo się bałam wyników i tak na serio zaczęłam się niepokoić funkcjonowaniem mojej głowy. Kompletna pustka, zamroczenie, otumanienie... Po prostu - tracę pamięć i coś niedobrego dzieje się też z innymi funkcjami poznawczymi.

To nie były jedyne niepokojące mnie objawy. Już na początku 2003 roku zaczęły się problemy ze skaczącym, wysokim ciśnieniem i bezsenność. Do tego zwiększona drażliwość, nadwrażliwość na bodźce słuchowe i wzrokowe, nierówne, szalejące tętno i wszechogarniające uczucie potwornego zmęczenia....

Miałam 32 lata i byłam staruszką.